niedziela, 29 listopada 2015

R.I. ...?

Kolejna przygoda. Kilka tygodni temu wstawiłam wino z tarniny. Pięknie się prezentowało i miałam wobec niego ogromne wymagania. Niestety podczas robienia okazało się, że w domu brak cukru. Jedynie cukierniczka uratowała drożdże przed śmiercią głodową. No nic, mrożone powinny szybko się obudzić i zacząć działać. A brakujący cukier dosypię kiedyś tam jak dokupię.

Mijały dni, woda w rurce zamiast przesuwać się ku charakterystycznemu "blup" przemieszczała się ale w drugą stronę. Drożdże wydawały się działać mi na złość i wsysać wodę z rurki do środka. Bezczelność.

Kolejne dni, na powierzchni lekko brązowo-fioletowo-pochodnej wodzie zaczęły pojawiać się białe plamki. Nareszcie! Drożdże się obudziły!

He, he. Nie :)

Plamki rozrosły się tworząc biały kożuszek na powierzchni. Pleśń. Jako że to pierwsza moja taka przygoda zrobiłam to, co robi dziś każdy, kto patrzy w przyszłość i chce ocalić swoje wino. Przeszukałam internet. Ten zaś podpowiadał: dodaj drożdży, siarka, drożdże, siarka, wylej bo nic się z tym nie da zrobić, skoro nie potrafisz zrobić wina, to się za to nie bierz!

Mocno zdołowana, już pisałam R.I.P. w nagłówku kolejnego wpisu. Jednak chęć ocalenia wina była silniejsza.

Owoce nie puściły jeszcze zbyt dużej ilości soku, więc wylałam wodę wraz z maziowatą pleśnią. Umyłam butlę, przepłukałam owoce, ponownie do butli. Woda, owoce i znacznie więcej cukru!

Już po kilku dniach przyjemne "blup" kołysało mnie do snu.

Wnioski?
Nigdy nie pozwól by internet zniszczył Ci wino! :)

niedziela, 8 listopada 2015

Tarnina i nie wiem co dalej



Kolejny eksperyment winny, choć trunek ten jest już dość powszechny wśród wszelkiej maści winiarzy. Tym razem sięgnęłam po wiedzę z forum internetowego, w jednym tylko celu. Chodziło o odpowiedź na pytanie: czy z owoców należy wyciągać pestki? Okazało się, że ile winiarzy, tyle opinii. 
W moim przypadku przeważył argument, jakoby całe owoce nie powodowały zbyt intensywnego mętnienia wina. Mają też wpływ na szybsze uzyskanie klarowności trunku.
Żartuję, po prostu mi się nie chciało :)


Okazało się, że owoców nazbierałam za dużo i czeka mnie kolejna praca - dżem. Ale o tym nie tutaj.

Racji tego, że nigdy nie próbowałam wina z tarniny, użyłam butli 5 l.
Składniki to tradycyjnie owoce (coś około kilograma, nie ważyłam), cukier i woda.
Nauczona doświadczeniem ze śliwki węgierki, ograniczyłam ilość wody. Kolejne zalanie pokoju nie wchodzi w grę :)








 
 Poniżej tarnina pływająca w słodkiej wodzie...




... a dalej kompilacja postępu.
 

 

Muszę przyznać, że choć jestem niezwykle ciekawa efektu, przygotowanie tego wina nie było szczególnie ekscytujące. Owoce nazbierałam szybko i przyjemnych warunkach. Podłoga pozostała czysta, ani śladu rozdeptanych owoców i rozchlapanej po całej kuchni wody. Widać dreszczyk emocji to coś, czego tym razem mi zabrakło :)

wtorek, 13 października 2015

Wino bananowe - atrakcja dla chemików

Pamiętam, jak w szkole chętnie oglądałam zmieniające się kolory różnych substancji. Postanowiłam opisać własne doświadczenie. Dotyczy ono wina z bananów, którego opis znajduje się tutaj: Banan z wodą.

Dzień pierwszy: woda jest mętna, koloru... bananowego. Podobnie banany - nic nadzwyczajnego.
Dzień drugi: woda zrobiła się brązowa (BRĄZOWA), kolor bananów bez zmian.
Dzień trzeci: woda zrobiła się koloru bananowego, kolor bananów - brązowy.
Dzień czwarty: woda koloru bananowego, banany również.

Magia.

środa, 30 września 2015

Wino z soku brzozowego - moja ocena


Zaryzykowałam. Po kilku miesiącach oczekiwania, przyglądania się i nieśmiałego sprawdzania zapachu - doczekałam się. Sok brzozowy stał się winem. 
Jak przebiegała moja praca nad stworzeniem tego trunku:

A teraz, gdy przyszedł jesienny wieczór zdecydowałam się spróbować, czy cokolwiek wartościowego z tego wyszło. Słyszałam, że sfermentowany sok brzozowy, bez żadnych dodatków (np. skórki pomarańczy), będzie nijaki. Mimo to, chciałam poznać jego istotę, by w przyszłości móc łączyć go w bardziej finezyjne kompozycje.

I oto stoi butelka, napełniam kieliszek, wącham. Czuć charakterystyczny zapach fermentacji. Głęboki oddech i... próbuję.
Pierwsze co czuję to lekką słodycz, po chwili również kwasek. Kilka kolejnych łyków i zauważam, że... wino z samego soku brzozowego smakuje jak szampan z lekką nutą jabłka. Bardzo przyjemny i orzeźwiający trunek, być może dlatego, że świeży sok brzozowy taki właśnie jest.
W kieliszku czuję zapach kory, której 
zostawiłam kilka kawałków. 
Nic dodać, nic ująć. 
 
 Wino cały czas jest odrobinę mętne, zapewne przez tę korę, która przy najmniejszym ruchu podnosi się i opada godzinami.

Moja ocena:
jedne z najlepszych win, które zrobiłam, z pewnością będę je przygotowywać każdego roku. Zdecydowanie polecam! Bez dodatków!

A teraz delektuję się dalej :)

czwartek, 24 września 2015

Śliwka - kluczowa porada

Jakiś czas temu wstawiłam wino ze śliwki. Wpis poniżej prezentuje cały proces i spostrzeżenia.
Tymczasem jeszcze jedna refleksja (poparta lepkim doświadczeniem):


fermentujące śliwki pienią się bez opamiętania, dlatego polecam zapełnienie butli jedynie w 2/3!


W późniejszym, spokojniejszym dla drożdży czasie, można dolać brakującą część wody. Niech się wyszumią :)

poniedziałek, 14 września 2015

Śliwka węgierka, taka fioletowa :)













Od dzieciństwa nie przepadałam za śliwkami. Poza chwilową słabością do tych żółtych, coraz częściej dziko rosnących. Jak one się nazywają? A, tak, mirabelki. Całkiem smaczne, no i ten kolor... :)

Teraz, już jako osoba dorosła (pełnoletnia od dłuższego czasu), skorzystałam z węgierek w celu otrzymania kolejnego rodzaju wina. Nigdy nie próbowałam wina z węgierek (węgierkowego, węgrowego, węgierowego?). Z racji tego, że za płotem rośnie ich całe mnóstwo, zebranie kilku kilogramów nie było problemem. Niestety, pestki... i tu spędziłam dwie godziny przy muzyce, podśpiewując i wyciągając pestki. Aby było jeszcze milej - kubek naparu z szałwii z własnego ogródka. Cudo! :)




Składniki:
~ 8 kg śliwek,
15 - 20 litrów wody
4,5 kg cukru.









Odkryłam, że lejek może być dobrym rozwiązaniem, jeżeli chce się ograniczyć rozchlapywanie płynów do satysfakcjonującego poziomu. Mi się to udało, poziom zachlapania = 0,01%.
Żartuję, pomogło do czasu, gdy znów zamyśliłam się analizując inne sprawy. Ktoś się zdenerwuje :)










 I na koniec: krok po kroku, śliwka po śliwce :)







poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Banan z wodą


Tak, banan z wodą. Z dodatkiem cukru i innego białego proszku. Ale o tym dalej.

Historia prezentuje się następująco. Bananowe wino chodziło mi po głowie już od jakiegoś czasu. Jednak albo brakowało chęci, albo wymyślałam tysiące innych powodów z Kosmosu (dosłownie), by się zniechęcić. Decyzja zapadła dziś, gdy w sklepie zauważyłam banany mocno dojrzałe, z brązowawą skórką w niektórych miejscach i słodkim, dojrzałym miąższem w środku. W domu dopadł mnie pech (lub haniebne nieprzygotowanie*). A to nie ma rurki fermentacyjnej, a to brak korka. Potem znalazła się rurka, lecz nadal brak korka. W końcu zwyciężyła polska myśl techniczna i stworzyłam korek z zakrętki od dezodorantu, taśmy klejącej i wosku. Aby nie ujmować prestiżu swoich twórczych działań i ze względu na szacunek dla czytających, nie umieszczę tutaj zdjęcia tego wynalazku.


Całość zajęła mi około godziny.
Składniki to cukier, woda i banany. Dość oczywisty skład :)




         


Kilka zbliżeń na proces produkcji i już nie mogę się doczekać końcowego efektu. Na to niestety potrzeba jeszcze kilku miesięcy...








I tradycyjnie zdjęcie z góry.




* "haniebne nieprzygotowanie" - jako osoba, która wina produkuje kilka lat, powinnam wiedzieć, że korki i rurki fermentacyjne to towar niezbędny bez względu na okoliczności!!!

środa, 15 lipca 2015

Inspiracja z półki

Już od jakiegoś czasu po głowie chodził mi kolejny eksperyment. Myślałam, analizowałam i w końcu dojrzałam, by go przetestować.
Wino z jabłek w połączeniu z miętą. Ciekawe? Owszem. Jabłka słodkie i rumiane, zielona mięta prosto z przydomowego ogrodu. Oto jak powstaje aromatyczne połączenie. Skąd inspiracja? Łatwo się domyślić :)

Jabłka, niekoniecznie zadowolone ze swego losu.











 Więcej jaaaabłeeek!!!










 Woda w butli nim zaczęłam wrzucać jabłka. Dzięki temu udało mi się uniknąć obtłuczenia owoców.









 Świeża mięta. Jedna z moich ulubionych roślin, z których chętnie przyrządzam napary.






















Efekt końcowy. Drożdże z owoców bardzo szybko rozpoczęły pracę, dlatego dziś, niecały tydzień po wstawieniu - szaleją na całego :)




sobota, 30 maja 2015

Półwytrawne nie takie straszne


Czas na połowiczny raport.
Kilka miesięcy temu wstawiłam wino*. Dziś, udało mi się wreszcie odcedzić owoce aby sprawdzić, jak wygląda sytuacja.
Po pierwsze, ze zdumieniem stwierdziłam, że mimo iż owoce jeżyny stanowiły niewielki procent udziału, to właśnie one zdominowały smak wina.
Po drugie, nie lubię win wytrawnych, więc jestem w szoku, że okazało się ono nie tak paskudne, jak początkowo sądziłam.


 Butla 5 litrów, duży słoik i kilka garnków pozwoliły mi sprawnie opróżnić dużą, 25cio litrową butlę.
Przyznam jednak, że nowo zakupiony wężyk (poprzedni został pocięty w celu otrzymania soku brzozowego) okazał się wąski. Toteż musiałam stać i cierpliwie znosić monotonię powolnego strumienia.



 Tak, dokładnie takiego.














 Radość z cedzenia pierwszego w życiu wina półwytrawnego przyćmiła moją ostrożność. Toteż nic dziwnego, że kilka kropel cennego trunku wylądowała na podłodze. No może kilkanaście... albo kilkadziesiąt :)








Pusta butla wygląda dość przygnębiająco, więc czym prędzej zajęłam się owocami.













Najbardziej na kolorze straciła jeżyna.
Wszystkie razem wylądowały na dworze.



Ukryte przed ciekawskim wzrokiem ptaków. Dlaczego ukryte?
Ptaki również się upijają i wielokrotnie przeceniają swoje możliwości lotnicze. Lądują, owszem, niestety nie zawsze zwinnie i tam, gdzie by chciały :)








Cóż to za przecier?
Taki efekt osiągnęłam po przepłukaniu owoców i odzyskaniu z nich naturalnych drożdży.
Dodałam cukru dla lepszej współpracy.








Za jakiś czas kolejne ciekawostki zza kulis. Taki winny pudelek :)


* Dokładniejsze informacje tutaj http://k-winna.blogspot.com/2015/01/winna-przeprosin.html

czwartek, 9 kwietnia 2015

Sok brzozowy dla odważnych

 Równolegle z pomarańczą udało mi się uzbierać ponad 10 litrów soku brzozowego. Mimo iż w przepisach podsuwano rady, by dodać np. sok z pomarańczy dla "poprawy smaku" i nadania "unikalnego charakteru" (what?), nie zdecydowałam się za nimi podążać.
Proporcje podczas wstawiania:
12 litrów soku brzozowego zebranego w ciągu 3 dni
3 kg cukru

Oto efekty kilkudniowej fermentacji. Nie dodałam (tradycyjnie) żadnych drożdży, ponieważ (ponownie) uważam, że te naturalnie występujące na korze drzewa, będą stanowiły najlepszą bazę fermentacyjną. W tym celu również nie pokusiłam się o nadmierną sterylność. W efekcie w butli znajduje się także kilka kawałków kory i może kilka mrówek.






Jeżeli wino takie okaże się paskudne, będę sprzedawać je 100 zł za butelkę. Nic tak nie poprawia smaku, jak wysoka cena i piękna etykieta ;)

środa, 8 kwietnia 2015

Tak dla pomarańczy!

Zgadza się, postanowiłam spróbować czegoś nowego. Chociaż bardziej nastawiałam się na wino z bananów, to mimo wszystko zwyciężyły pomarańcze. Proces przygotowawczy można obejrzeć na krótkim filmiku. Wish I was still drinking nie było przypadkowym wyborem. Każdy, kto przyzwyczaił się do domowych wyrobów winnego typu, doskonale zrozumie zawarte tam przesłanie ;)


Pomarańcze, egzotyczne, orzeźwiające i często dość kwaśne owoce. Na szczęście, udało mi się zdobyć wyjątkowo słodkie. Eksperyment przeprowadzany w pięciolitrowej butli ma na celu sprawdzenie, czy taki trunek nadaje się do spożycia. W zasadzie wszystko nadaje się do spożycia, nie wszystko jest jednak wskazane.




I tak po dokładnym obraniu ze skórki owoców, umieściłam wszytko w butli zgodnie z ogólnymi zasadami [k]winnej procedury. Narobiłam przy tym odrobinę bałaganu i uwaga dla tych, którzy zamierzają próbować - sok z pomarańczy powoduje w okleinie na meblach powstanie przedziwnych uwypukleń, których nie da się usunąć.



Oczywiście! Woda i cukier są raczej niezbędne. Nie dodałam żadnych drożdży, ponieważ uważam, że zakłóci to naturalną równowagę. Pomarańcze pochodzą z zupełnie innego środowiska niż nasz rodzime truskawki, winogrona czy dzika róża. Dlatego też fermentacja przebiegać będzie zapewne wolniej.
Aby uzyskać intensywniejszy aromat wrzuciłam kilka kawałków skórki z pomarańczy.



Jeżeli ktoś ma wątpliwości, jeżeli chodzi o zastosowane przeze mnie metody, mogę jedynie odpowiedzieć:
Trust me, I am a philosopher (and I have no idea what am I doing) :)


środa, 14 stycznia 2015

Truskawka (złośliwa)

Dawno, dawno (pół roku) temu: truskawka z polskich upraw, cukier z marketu i woda z kranu. Ot, cudo!



A teraz, wino dojrzało. Ujawnia swe zalety w następującej kolejności:
1. Słodycz, dość intensywna, jednak nie przesadna.
2. Lekkie pieczenie na języku.
3. Po przełknięciu pieczenie w gardle.
4. Na końcu aromat truskawek i ich pełna moc!

Kilka osób, które w swoim życiu robiły wino z truskawek mówiły, że należy je robić w sterylnych warunkach ponieważ bardzo łatwo zepsuć smak wina. Widać mój wrodzony talent pokonał tę przeciwność lub "doradcy" mówili tak z przekory.

Jeden problem zdeterminował mnie do przemyślenia techniki robienia wina z takich owoców, mianowicie to:

Niewdzięczne truskawki pozostawiły w winie część swojego miąższu i nie chcą odpuścić! Mnie on oczywiście nie przeszkadza, mus owocowy jest polecany przez dietetyków* :)


* nie wiem  czy w takiej formie byłby on równie akceptowalny.

środa, 7 stycznia 2015

Winna przeprosin

Wiem. Wiem, że nie dodałam obiecanego posta o winie z borówki amerykańskiej i jabłek. Jestem winna przeprosiny wszystkim tym, którzy oczekiwali na niego w mniej lub bardziej niecierpliwej atmosferze. Na swoje usprawiedliwienie mogę dodać że każdy, komu udało się stworzyć wyjątkowo smakowite wino, zrozumie dlaczego nie udało mi się zrealizować swojego celu.

Obecnie, rozpoczęła się ciężka praca drożdży, które z trudem zaczynają wracać do życia.