Kolejny eksperyment winny, choć trunek ten jest już dość powszechny wśród wszelkiej maści winiarzy. Tym razem sięgnęłam po wiedzę z forum internetowego, w jednym tylko celu. Chodziło o odpowiedź na pytanie: czy z owoców należy wyciągać pestki? Okazało się, że ile winiarzy, tyle opinii.
W moim przypadku przeważył argument, jakoby całe owoce nie powodowały zbyt intensywnego mętnienia wina. Mają też wpływ na szybsze uzyskanie klarowności trunku.
Żartuję, po prostu mi się nie chciało :)
Okazało się, że owoców nazbierałam za dużo i czeka mnie kolejna praca - dżem. Ale o tym nie tutaj.
Racji tego, że nigdy nie próbowałam wina z tarniny, użyłam butli 5 l.
Składniki to tradycyjnie owoce (coś około kilograma, nie ważyłam), cukier i woda.
Nauczona doświadczeniem ze śliwki węgierki, ograniczyłam ilość wody. Kolejne zalanie pokoju nie wchodzi w grę :)
Poniżej tarnina pływająca w słodkiej wodzie...
... a dalej kompilacja postępu.
Muszę przyznać, że choć jestem niezwykle ciekawa efektu, przygotowanie tego wina nie było szczególnie ekscytujące. Owoce nazbierałam szybko i przyjemnych warunkach. Podłoga pozostała czysta, ani śladu rozdeptanych owoców i rozchlapanej po całej kuchni wody. Widać dreszczyk emocji to coś, czego tym razem mi zabrakło :)