środa, 30 września 2015

Wino z soku brzozowego - moja ocena


Zaryzykowałam. Po kilku miesiącach oczekiwania, przyglądania się i nieśmiałego sprawdzania zapachu - doczekałam się. Sok brzozowy stał się winem. 
Jak przebiegała moja praca nad stworzeniem tego trunku:

A teraz, gdy przyszedł jesienny wieczór zdecydowałam się spróbować, czy cokolwiek wartościowego z tego wyszło. Słyszałam, że sfermentowany sok brzozowy, bez żadnych dodatków (np. skórki pomarańczy), będzie nijaki. Mimo to, chciałam poznać jego istotę, by w przyszłości móc łączyć go w bardziej finezyjne kompozycje.

I oto stoi butelka, napełniam kieliszek, wącham. Czuć charakterystyczny zapach fermentacji. Głęboki oddech i... próbuję.
Pierwsze co czuję to lekką słodycz, po chwili również kwasek. Kilka kolejnych łyków i zauważam, że... wino z samego soku brzozowego smakuje jak szampan z lekką nutą jabłka. Bardzo przyjemny i orzeźwiający trunek, być może dlatego, że świeży sok brzozowy taki właśnie jest.
W kieliszku czuję zapach kory, której 
zostawiłam kilka kawałków. 
Nic dodać, nic ująć. 
 
 Wino cały czas jest odrobinę mętne, zapewne przez tę korę, która przy najmniejszym ruchu podnosi się i opada godzinami.

Moja ocena:
jedne z najlepszych win, które zrobiłam, z pewnością będę je przygotowywać każdego roku. Zdecydowanie polecam! Bez dodatków!

A teraz delektuję się dalej :)

czwartek, 24 września 2015

Śliwka - kluczowa porada

Jakiś czas temu wstawiłam wino ze śliwki. Wpis poniżej prezentuje cały proces i spostrzeżenia.
Tymczasem jeszcze jedna refleksja (poparta lepkim doświadczeniem):


fermentujące śliwki pienią się bez opamiętania, dlatego polecam zapełnienie butli jedynie w 2/3!


W późniejszym, spokojniejszym dla drożdży czasie, można dolać brakującą część wody. Niech się wyszumią :)

poniedziałek, 14 września 2015

Śliwka węgierka, taka fioletowa :)













Od dzieciństwa nie przepadałam za śliwkami. Poza chwilową słabością do tych żółtych, coraz częściej dziko rosnących. Jak one się nazywają? A, tak, mirabelki. Całkiem smaczne, no i ten kolor... :)

Teraz, już jako osoba dorosła (pełnoletnia od dłuższego czasu), skorzystałam z węgierek w celu otrzymania kolejnego rodzaju wina. Nigdy nie próbowałam wina z węgierek (węgierkowego, węgrowego, węgierowego?). Z racji tego, że za płotem rośnie ich całe mnóstwo, zebranie kilku kilogramów nie było problemem. Niestety, pestki... i tu spędziłam dwie godziny przy muzyce, podśpiewując i wyciągając pestki. Aby było jeszcze milej - kubek naparu z szałwii z własnego ogródka. Cudo! :)




Składniki:
~ 8 kg śliwek,
15 - 20 litrów wody
4,5 kg cukru.









Odkryłam, że lejek może być dobrym rozwiązaniem, jeżeli chce się ograniczyć rozchlapywanie płynów do satysfakcjonującego poziomu. Mi się to udało, poziom zachlapania = 0,01%.
Żartuję, pomogło do czasu, gdy znów zamyśliłam się analizując inne sprawy. Ktoś się zdenerwuje :)










 I na koniec: krok po kroku, śliwka po śliwce :)